Movie shelf: The shallows

Zapraszam do nowego cyklu na blogu pod tytułem „movie shelf”, czyli recenzji filmowych. Nie uważam się za eksperta, krytyka ani znawcę sztuki filmowej, ale chciałabym się z wami podzielić moimi przemyśleniami na temat filmów, które oglądam w naprawdę dużej ilości właściwie niezależnie od gatunku. Będę umieszczać recenzje zarówno nowości, tego co warto zobaczyć w kinie, jak i starszych filmów. UWAGA! Mogę się pojawić spojlery (choć będę starała się ich unikać)! Dziś chciałabym zacząć od nowinki, która weszła do kin 2 tygodnie temu, czyli „The shallows” (polski tytuł: „183 metry strachu”)

Strona filmu w serwisie Filmweb: kliknij tutaj

„The shallows” to... film o rekinie :) Fabuła jak się domyślacie jest dość przewidywalna. Mamy główna bohaterkę, Nancy (w tej roli Blake Lively), która jedzie do Meksyku na ukryta plażę, na której dawno temu surfowała jej mama. Nikt nie chce jej zdradzić jak się owa plaża nazywa, co może wzbudzić w widzach podejrzenie, że może wszyscy wiedzą o czającym się niebezpieczeństwie, jednak tajemnica ta nie zostaje w żadnym momencie filmu zdradzona, więc niestety trudno potwierdzić tę teorię. Na plaży poznaje dwóch lokalnych surferów, którzy udzielają jej wskazówek: ma uważać na koralowce, które parzą niczym meduzy, oraz na skały, które chowają się podczas przypływu. I tu wszyscy filmożercy już się domyślają, że będą to kluczowe informacje, potrzebne do przetrwania. Bohaterka chce „złapać ostatnią falę”, ale łapie ją rekin ;) I tak rozpoczyna się walka o życie. Spodobał mi się pomysł twórców aby bohaterka utknęła bardzo blisko brzegu. To, że cały czas widzi bezpieczny ląd, z jednej strony podtrzymuje jej ducha walki, a z drugiej potęguje dramatyczność sytuacji – jest tak blisko, a jednak wie, że nie da rady wygrać wyścigu z rekinem. Mimo tego niestety słabo odczuwa się jej odosobnienie i beznadziejność sytuacji. Było niewiele momentów, w których współczujemy bohaterce, boimy się razem z nią, że nie przetrwa, trochę zabrakło w filmie atmosfery. Jest kilka naprawdę fajnych momentów, w których człowiek podskakuje albo nawet chce schować się pod fotel, ale to trochę za mało żeby film zapadł nam w pamięć po wyjściu z kina. Według mnie na największą uwagę zasługuje jedna postać, która skradła cały film – uwaga, uwaga: mewa! Życzyłam biednemu ptaszkowi przetrwania dużo bardziej niż głównej bohaterce. Film praktycznie niczym się nie wyróżnia wśród innych o podobnej tematyce. Rekin robi dużo większe wrażenie pod wodą niż nad nią, gdzie mocno zaczynają do nas krzyczeć efekty komputerowe. Ilość starć ze zwierzęciem nie jest przesadnie duża, choć nie daje o sobie zapomnieć - zawsze krąży w pobliżu, nie ma momentów przestoju, a film mija dość szybko. Jak sama Blake Lively powiedziała w jednym z wywiadów jest to po prostu fajny, wakacyjny film. Nie sprawi, że będziecie się bali wejść nawet do wanny przez następny rok, ale w trakcie oglądania znajdzie się pretekst do przytulania ;) Na plus na pewno można zaliczyć również to, że Blake wykorzystała tematykę filmu i w trakcie jego promocji zwracała również uwagę na problem rekinów, które są zagrożone wyginięciem.

Film nie należy do wybitnych, ale zachęcam do obejrzenia chociażby dla pierwszych 20 minut: pięknie skadrowanych fal (bardziej bałam się ich niż rekina – naprawdę wyglądały jakby zaraz miały nas zalać z ekranu, a film w 2D!), przepięknych widoków i ujęć Blake Lively w bikini ;)

Foscor Lady

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz